Fajny temat!
Macie czas? Mam nadzieję, że nie zanudzę, ale kilka gleb przypadkiem mi się w karierze przytrafiło.
Chociaż tak sobie myślę, że biorąc pod uwagę, że śmigam z małą przerwą od około 20tu lat, to średnią mam mimo wszystko chyba przyzwoitą.
Pierwszy szpital był w połowie lat 90tych. Dowiedziałem się wtedy, że jak zjeżdżam z drogi do bramy po lewej stronie, to muszę sprawdzać czy coś mnie i tych z tyłu już nie wyprzedza.
Simson przeżył, u mnie cztery szwy, gips na nodze miałem chyba tylko przez niecały miesiąc.
W dużym fiacie przód trochę się uszkodził. Wina moja.
Drugi raz - połowa lat 90tych, Simson, małe rondko w Niepołomicach pod Krakowem, za duże złożenie + deszcz i moto uciekło spod pupy.
Wstyd jak ..uj! Akurat ludzie z kościoła obok rondka wychodzili.
Tak szybko się jeszcze nigdy nie pozbierałem. W Simsonie urwane oba kierunkowskazy + kilka rys, ja cały.
Nauczyłem się wtedy, że na mokrym lepiej się nie składać.
Trzeci raz - również lata 90te, druga połowa. Czołówka z polonezem.
Ja przeleciałem górą, Simson został. Ja miałem stłuczoną nogę, a Simson został dwuśladem. Polonez zmasakrowany niesamowicie.
Oba błotniki, maska, zderzak, chłodnica, obie lampy, kierunki, itp. Fart niesamowity, że na przeciwległym pasie na którym lądowałem była akurat spora luka na której się bez trafienia w nic z lotu trzmiela wyhamowałem.
Kilkadzieścia metrów przed nadjeżdżającym tirem. Nauczyłem się wtedy, że jak się korek za podwójną ciągłą wyprzedza, to trzeba patrzeć czy ktoś z tego korka nie puszcza kogoś z podporządkowanej.
Wina niby moja, ale policja za sprawcę uznała Poldolota, który jednak jakby nie było wyjechał z podporządkowanej.
Czwarty raz - GSem pod koniec 2008r. Wjeżdżałem na koślawy chodnik. W nocy po lataniu. Przed monopolowym.
Przód wjechał. Tył nie dał już rady siłą rozpędu.
A że moto stojące przodem już na chodniku stało się wyższe brakło mi nogi i było małe bum.
Bardziej niż owiewki ucierpiała duma.
Nauka - lepiej stanąć na drodze niż pchać się na koślawy chodnik za kolegą z dłuższymi nogami.
Piąty raz - GSem chyba w 2008 lub 2009. Mały ślizg. Nocą, nawrotka na alejach w Krakowie. Prędkość niewielka i na szczęście straty takie same. Kilka rys zaledwie.
Nauczyłem się wtedy, że na poziomych białych znakach można się poślizgnąć nie tylko wtedy, kiedy są mokre po deszczu.
Szósta gleba - GSem w 2009 chyba w trakcie akcji na bramkach na autostradzie. Za bardzo się rozpędziłem uciekając przed spychającą nas na pobocze policją i na żwirku przed bramkami musiałem się położyć, żeby nie wjechać w stojące przede mną motocykle.
Straty na szczęście niewielkie - w dwóch miejscach pęknięta owiewka i kilka rys. Ale w gazecie nawet wtedy o mnie napisali!
Nauka - nawet jak uciekasz przed policją musisz zachować spokój i nie przeginać! ...żarcik.
Siódma gleba - Rometem Z125 w miesiąc po jego kupnie. Po deszczu mi przód uciekł, kiedy puszka jadąca przede mną zahamowała i też próbowałem się z hamować. Moto poszło na pobocze, a ja pod hamujący przede mną samochód. Gość pewnie poczuł i usłyszał, że coś w niego walnęło, ale jako, że po tym jak się rozglądnął nic koło niego nie było pojechał dalej.
Skąd mógł wiedzieć, że pod jego tylną osią leży biedny motocyklista.
Moto się pokiereszowało, ja trochę potłukłem. Nauczyłem się wtedy, że chińskie opony to nic nie warte badziewie! Wina opon!
Ósmy raz - SVką. 2011 rok. Moja obecna narzeczona zjechała niespodziewanie na stację. Jako, że ja już nie zdążyłem za nią wjechać wjazdem skorzystałem z wyjazdu kilka metrów dalej robiąc ostrą nawrotkę. Jakoś tak wyszło, że prędkości brakło, nogi brakło....
Straty żadne. Kilka rys na wydechu i crash padzie. Nauka - na kacu wszystko się może zdarzyć.
Wina narzeczonej oczywiście!
Dziewiąty raz - Rometem Z125 w 2011r. Na drodze, którą od chyba 10ciu lat jeździłem prawie codziennie. Pan sporym busem z podporządkowanej po prawej sobie wyjechał. Lewą stroną, coraz bardziej przez niego zasłanianą już nie było szans go minąć, ale tyłem spokojnie bym się zmieścił ...gdyby mnie nie zobaczył i nie dał po hamulcach.
Zdążyłem w ostatniej chwili położyć moto, które już beze mnie trafiło w okolice jego tylnego koła. Wina puszki oczywiście. Romet i moja noga mocno poturbowane. Ale bez szpitala się na szczęście obeszło. Teoria: "Jeśli myślisz, że nic już Cię na drodze nie zaskoczy, to się mylisz" jest prawdziwa!
Chyba o żadnym bum nie zapomniałem. Ogólnie, to myślę, że mam farta i niech tak pozostanie! Puk, puk, odpukać, żeby w przyszłości nie było inaczej.