Tym razem święty gral w postaci Stańczyków zdobyty na sucho, na powrocie tylko małe co nie co skapło, za to powrót do Wawy nie napawał optymizmem, małe ranne nieporozumienie co do popasu i wyjechali my 30 minut za późno no i wjechali my we chmurzysko i kapu kapu przez 100km, ale za to pozwiedzane fajne tereny, choć asfalt nie napawał optymizmem.
Efekt home-to-home 928km (zamiast standardowych 594km)
Jeszcze raz podziękowania za ugoszczenie dla Andiego, prezent dla reszty ekipy, i jak w podsumowaniu powiedziałem obyśmy za rok spotkali się wszyscy cali i zdrowi, aby powrotów było tyle co wyjazdów.
PS. Wolf, to my zryło psychę i teraz chodzi za mną
https://www.youtube.com/watch?v=FZoU9k0ivJY